Jadalne kwiaty nie są trujące

Chciałam się odnieść do straszenia pogłoskami, że jadalne kwiaty są trujące. W zeszłym roku duńscy naukowcy napisali artykuł, w którym ostrzegali, że jadalne kwiaty mogą być niebezpieczne, po czym podchwycili go polscy dziennikarze i poszła lawina mieszaniny sensacji i złośliwej satysfakcji pt.: „A macie wasze głupie pomysły, żeby jeść kwiatki! Potrujecie się i umrzecie”.
Właściwie można to podsumować jako klasyczny przykład nieuzasadnionej florofobii, bo artykuł niestety zawierał wiele błędnych wniosków.

Do wydawcy tego oryginalnego artykułu naukowego napisałam list z wyjaśnieniami prostującymi przekłamania i nadinterpretacje Duńczyków i został on opublikowany: Kalemba-Drożdż M. “Comment on article “Are wild and cultivated flowers served in restaurants or sold by local producers in Denmark safe for the consumer?” Food and Chemical Toxicology 120 (2018) 129–142.” Food and Chemical Toxicology, Volume 125, March 2019, Pages 629-630 doi: 10.1016/j.fct.2018.12.055).
Żeby dotrzeć do polskich czytelników wysłałam również komentarz do Etnobiologii Polskiej i mój tekst: Kalemba-Drożdż M. „Jadalne kwiaty nie takie straszne. Komentarz do artykułu: “Are wild and cultivated flowers served in restaurants or sold by local producers in Denmark safe for the consumer?” w Food and Chemical Toxicology.”, Etnobiologia Polska 2019(9), pp. 7-16 jest do pobrania jako pdf na stronie czasopisma lub do przeczytania bez ściągania na ResearchGate.

Zdaję sobie sprawę, że sprostowania są dużo mniej ciekawe niż straszenie jedzeniem trucizny, a czasopisma naukowe mają raczej mały zasięg, więc uznałam, że warto sprostowanie zamieścić również na blogu, żebyście mogli łatwo znaleźć argumenty, kiedy ktoś będzie Was straszył, że jadalne kwiaty są trujące.

Zacznijmy od podstawowego problemu: autorzy nie uznają kwiatów za jedzenie. Nie pofatygowali się, żeby znaleźć informacje o jedzeniu kwiatów na świecie, skupiając się tylko na przeszukiwaniu źródeł europejskich. Ale dziwne było, że szukając informacji na temat jedzenia kwiatów w Europie nie wpadli na pomysł sprawdzenia książek kucharskich, tylko ograniczyli się do artykułów naukowych. To trochę tak jakby szukali informacji o wynikach meczu piłki nożnej w Przeglądzie Ogrodniczym. Bardzo surowo obeszli się z kwiatami w ogóle startując z założenia, że kwiaty to nie jest jedzenie, dlatego brakowało im kontekstu do wyciągnięcia prawidłowych wniosków:

Moje najważniejsze uwagi to:
– Nasturcje nie są niebezpieczne. Żeby wywołać negatywny efekt, stwierdzony w badaniach na zwierzętach, człowiek musiałby jeść po 700 g nasturcji codziennie przez przynajmniej 2 tygodnie. Gdyby być jeszcze dokładniejszym, to trzeba by zjadać taką ilość codziennie przez ok. 4 miesiące. 700 g kwiatów to kilka litrów! Popatrzcie na zdjęcie przysłane mi przez Ogrodnictwo Lawenda, zajmujące się uprawą jadalnych kwiatów. Pojemniczki zawierają po 50 g nasturcji, więc teraz sobie wyobraźcie, że musicie zjeść zawartość tych 14 pojemników.

ile waży 10 nasturcji, ile ważą nasturcje,

Jeżeli nie robi to na Was wrażenia, bo nie znacie smaku nasturcji, to wyobraźcie sobie rukolę. Typowy pojemnik, w jakim można ją kupić w markecie, zawiera 100 g rukoli, i podobną objętość zajmuje 100 g nasturcji. Nasturcje mają również podobny do rukoli, rzeżuchy, rzodkiewki, czy musztardy smak. Są pikantne i piekące. Więc teraz pokażcie mi kogoś, kto da radę zjeść na raz siedem stugramowych opakowań rukoli. I tak codziennie przez kilka tygodni! Ilość kwiatów nasturcji, która została podana jako niebezpieczna, zupełnie nie ma odniesienia do ilości, którą się normalnie zjada, czyli kilku, kilkunastu kwiatków. Sama uwielbiam nasturcje, wrzucam je do sałatek i na kanapki, ale naprawdę nie da się zjeść na raz więcej niż kilka kwiatków. 700 g to ilość wprost absurdalna.

Chrysantemum coronarium, złocień wieńcowaty, chryzantema garlanda, Garland chrysantemum

– Żeby wywołać negatywny efekt jedzeniem chryzantem, trzeba by naraz zjeść 3 kg kwiatów – znów dawka przekraczająca możliwości i zdrowy rozsądek. Zresztą zjedzenie 3 kg jakiegokolwiek produktu żywnościowego na raz, może przyprawić o boleści. I autorzy oczywiście nie sprawdzili, że ziele Chrysantemum coronarium to warzywo tradycyjnie spożywane w Azji i dotąd nikogo nie zatruło. Zaś herbata chryzantemowa, to napój spożywany przynajmniej od tysiąca lat.

– Żeby zaszkodzić sobie krwawnikiem, to już łatwiej, bo wystarczy ok. 20 g. Tylko, że kwiaty krwawnika mają tak mocny smak, że nie wiem, jak zdesperowanym trzeba by być, że zjeść więcej niż szczyptę, a 1 łyżeczka krwawnika waży ok. 2 g. Owszem spożycie krwawnika może być niebezpieczne dla kobiet ciężarnych, ze względu na obecność tujonu. Tylko że kwiaty krwawnika są bardzo gorzkie i zasadniczo używa się ich jako przyprawy – na szczypty, albo zaparza, a wtedy nie jest osiągana dawka niebezpieczna jak przy bezpośrednim zjedzeniu. W dodatku wyobraźcie sobie, że szałwia zawiera 10-krotnie więcej tujonu niż krwawnik, a nikt nią nie straszy, tylko normalnie dodaje się ją do potraw. Bo mamy wiedzę, że spożywane ilości nie osiągają dawki toksycznej.

nagietek, Calendula officinalis, pot marigold

– Duńczycy podali, że nagietek uszkadza DNA i zacytowali przy tym pracę, która wskazuje, że nagietek NIE USZKADZA DNA. Podczas wymiany korespondencji zasugerowali, że jestem głupia, bo przeczytałam tylko abstrakt, a w tekście głównym jest napisane, że jednak uszkadza. Co jest nieprawdą. Jest to bardzo smutna sytuacja, kiedy okazuje się, że przedstawiciel świata nauki, uznany profesor, zachowuje się jak zwykły dzban, który nie umie się przyznać do błędu i w jednym zdaniu obraża dwóch naukowców. Mnie, sugerując, że swoją wypowiedź oparłam tylko na abstrakcie, a jednocześnie autora cytowanej pracy o nagietku, twierdząc, że jest nierzetelny pisząc co innego w abstrakcie, a co innego w tekście głównym. Pomijając, że w moich badaniach kwestia nagietka nie wychodzi jednoznacznie, to takie zachowanie jest po prostu przykre.

Fiołek trójbarwny, Viola tricolor

– Duńczycy jako przykład niebezpieczeństwa jedzenia kwiatów fiołka trójbarwnego podali przykład wystąpienia anemii hemolitycznej po podaniu STĘŻONEGO EKSTRAKTU Z ZIELA fiołka NIEMOWLĘCIU Z CHOROBĄ GENETYCZNĄ. Stężony wyciąg z ziela jest nieadekwatnym przykładem w kwestii jedzenia kwiatów, choć autorzy sami podkreślali, że ekstrakty z całej rośliny nie są przedmiotem ich badań prowadzonych nad jedzeniem kwiatów. Dlaczego więc włączyli tę informację do artykułu? Wg mnie szukali na siłę dowodów, że kwiaty to ZŁOOO. Niemowlę z chorobą genetyczną, która predysponuje do pękania błony komórkowej krwinek, któremu podano skoncentrowany preparat z ziela, nie jest dobrym punktem odniesienia do jedzenia fiołków jako dekoracji tortów czy sałatek. Owszem fiołki zawierają kwas salicylowy i fiołek trójbarwny ma ich najwięcej, więc osoby wrażliwe na salicylany powinny uważać z ekstraktami z ziela fiołka, ale w świeżych kwiatach stężenie kwasu salicylowego jest bardzo niskie i kwiatki na torcie nie stanowią zagrożenia.

kwiat marchwi, kwitnąca marchewka, carrot flower
Kwiatostan marchewki – zwróćcie uwagę na te charakterystyczne listki pod spodem baldachu.

– Kolejny mój zarzut dotyczył kwiatów marchwi. W kwiatach marchwi jest obecny metylo-izo-eugenol, który nie jest związkiem niebezpiecznym ani kancerogennym. Natomiast związkiem kancerogennym jest metylo-eugenol, tylko że on w marchwi nie występuje. Dlaczego więc Duńczycy o tym piszą? Na zasadzie: muchomor sromotnikowy jest trujący, więc nie jedzcie borowików?

Tak więc widzicie, że najwyraźniej autorzy artykułu padli ofiarą swojej własnej florofobii i wyciągali wnioski nieadekwatne do rzeczywistości.

Czy to znaczy, że kwiaty są absolutnie bezpieczne? Oczywiście, że nie. Każdy z nas ma inną wrażliwość na pokarmy i kiedy wprowadzamy do diety coś nowego, nie objadajmy się tym od razu w wielkich ilościach, tylko spróbujmy niewielką porcję, żeby sprawdzić, czy nasz organizm nie spłata jakiegoś psikusa. Ja na przykład nie mogę jeść surowej cebuli, ale w związku z tym nie biegam i nie straszę wszystkich dookoła, że cebula to zło i straszna trucizna.

Oczywiście poważnym problemem jest, że ogólnie ludzie mają niską świadomość, że kwiaty można jeść, a jeśli już, to brak im wiedzy, które kwiaty można jeść. Niektóre kwiaty są trujące, więc trzeba wiedzieć, które gatunki kwiatów się nadają do jedzenia, a których w ogóle nie wolno kłaść na jedzeniu (jak np.: konwalie, naparstnice, ostróżki, tojad, czy żonkile).

trujące kwiaty, toxic flowers, niebezpieczne kwiaty
Niektóre trujące kwiaty

Trzeba też wiedzieć, jak stosować kwiaty jadalne. Które z nich nadają się do bezpośredniego spożycia, a które tylko na przyprawę lub dekorację, bo większe ilości mogą stać się problematyczne. W naszej diecie jest mnóstwo roślin, które zawierają związki toksyczne jak: bazylia, czarnuszka, jałowiec, chili, czosnek, musztarda czy szałwia, ale tych roślin używa się z umiarem i w stosowanych dawkach są bezpiecznymi i zdrowymi składnikami diety.

Kwiaty jadalne też mogą wywierać pozytywny efekt na zdrowie. Kwiaty zawierają duże ilości barwników z grupy antocyjanów i innych flawonoidów, witamin, karotenoidów i związków mineralnych. Dzięki nim jadalne kwiaty mogą przynosić nam korzyści zdrowotne i byłoby szkoda z nich rezygnować tylko dlatego, że z niewiedzy boimy się zjeść kwiatka.

Po listę artykułów naukowych, którymi podpierałam się w uzasadnieniu odsyłam Was do bibliografii w artykule w Etnobiologii Polskiej 2019(9).

A po więcej wiedzy na temat jadalnych kwiatów zapraszam do zakładki LISTA JADALNYCH KWIATÓW, do wpisów z tagiem jadalne kwiaty przepisy i oczywiście do książki „Jadalne kwiaty„.

Pozdrawiam
Małgorzata Kalemba-Drożdż

P. S. A teraz czekam na zarzuty, że nie jestem obiektywna, bo się na tym znam 😀

7 myśli w temacie “Jadalne kwiaty nie są trujące

  1. Dzięki Ci Gosiu, za głos rozsądku i źródełko wiedzy w dobie google’owyc tłumaczeń zamorskich pseudoartykułów niejak mających się do rzeczywistości, zwłaszcza naszej.

    Polubienie

    1. Wiesz, w sumie najwięcej winy ponoszą autorzy oryginalnego artykułu, bo to oni przegięli z wnioskami. Polski dziennikarz tłumaczył w dobrej wierze, zakładając, że tekst opublikowany w renomowanym czasopiśmie międzynarodowym będzie rzetelnie opisywał temat. A żeby wychwycić te przegięcia trzeba znać temat lepiej niż przeciętny człowiek, więc dziennikarz, który nie jest ani biochemikiem, ani nie jest zainteresowany kulinariami, nie miał narzędzi, żeby zweryfikować nieścisłości. Przypuszczam, że redaktorzy Food and Chemical Toxicology też nie mieli przygotowania kulinarnego, więc musiało trafić na mnie, dość nietypową mieszankę biochemika, kucharki i fanki kwiatów 😉

      Polubienie

  2. I jak ja przetrwałam dzieciństwo… kiedy tylko zakwitały fiolki mama dawała mi „herbatkę” fiołkową na dobrą cerę a razem z kuzynami po procesji Bożego Ciała zjadaliśmy kwiaty akacji (robini)

    Polubienie

  3. Bardzo ciekawy artykuł. Nie mam żadnych wątpliwości, że ma pani rację – znam przynajmniej część Pani dorobku naukowego (pisałam pracę dyplomową o roślinach zielarskich o właściwościach trujących) i wiem, że jest pani nie tylko naukowcem, ale także uroczą, miłą i wcale nie „awanturującą się” osobą (chociaż nie w krawacie :-D). Pozdrawiam serdecznie!

    Polubienie

Dodaj komentarz