Truskawko-szpinak jest jak świnka morska: ani świnka ani morska. Podobno rośnie gdzieś dziko, ale można też kupić i ja się właśnie tak nacięłam 😉
Owoce komosy rózgowej (Blitum virgatum lub Chenopodium foliosum) są śliczne, a listki można przygotowywać jak szpinak. Ale w smaku nie przypomina ani truskawki, ani szpinaku. Listki, jak to listki komosy, nieco mdłe, nieciekawe. Natomiast owoce w smaku przypominają niedojrzałe morwy. Są kwaskowe, w ogóle niesłodkie, z mocnym zielnym posmakiem. Nie mam pojęcia, komu one się skojarzyły z truskawką??? Jedna wielka ściema! Znaczy chwyt marketingowy 😀 W dodatku te małe czarne nasionka są raczej wkurzające.
Polecane jest jedzenie owoców truskawko-szpinaku na surowo, bo ładnie wyglądają w sałatkach, ale nie wiem, którą sałatkę chciałbym nimi zepsuć a do deseru absolutnie bym ich nie użyła. Zastanawiałam się, co przygotować z tych świnek morskich i padło na nalewkę.
Nalewka z truskawko-szpinaku
kubek owoców komosy łodygowej
kubek brązowego cukru
kubek spirytusu
Truskawko-szpinak zasypać cukrem, zostawić na słonecznym oknie na 1 dzień, żeby puścił sok. Zalać spirytusem i odłożyć do szafki na 3 miesiące. Przefiltrować i odstawić do leżakowania na pół roku.
Za jakieś pół roku będę szukać ochotników do spróbowania 😉
Ja tym czasem pozachwycam się cudowną różnorodnością natury, która stworzyła taki truskawko-szpinak 😉 Wierzę, naprawdę głęboko wierzę, że każda potwora znajdzie swojego amatora i gdzieś na świecie jest osoba, która uwielbia truskawko-szpinak. Takowa osoba musi gdzieś być. Po prostu musi 😛