Z Kulinarnego Festiwalu Kwiatów Jadalnych (to była już siódma edycja i za każdym razem jestem szczęśliwa i dumna, że mogę uczestniczyć w organizacji tej wspaniałej kwiatowej imprezy) przywiozłam torbę kwiatów begonii. Planowałam zrobić z nich coś innego ale po przebyciu 1000 km kwiaty były zbyt wymęczone, więc syrop wydał mi się jedynym rozsądnym sposobem, żeby nie zmarnować zebranych roślin.
Aczkolwiek begonie moim zdaniem najfajniejsze są na surowo jako dodatek do dań, bo pięknie wyglądają i są chrupiące, ale też dlatego, że ich kwaśny smak wspaniale przełamuje słodkie lub pikantne potrawy, jednak samodzielnie jest taki… hmm… jałowy. Są kwaśne, czasami bardzo, ale nie mają wyrazistego aromatu. Więc jako dodatek do innych smaków się sprawdzają ale solo nie za bardzo. Dlatego dorzuciłam do gotujących się kwiatów garść malin i cytrynę, żeby syrop nie był tylko kwaśny. Ale jakiekolwiek zioło (np. rozmaryn albo lawenda) lub przyprawa (np: cynamon lub kardamon) też będą dobre w zależności, jaki chcecie uzyskać smak, bo begonie są po prostu kwaśne i nic ponadto.
Syrop z begonii
150 g kwiatów begonii wiecznie kwitnącej
100-200 g cukru (ja dałam 100)
sok i skórka z połowy cytryny
ok. 30 g malin (po prostu garść)
3 szklanki wody
Zalej begonie wodą, dodaj cukier, cytrynę i maliny. Zagotuj. Przecedź gorący syrop do czystej butelki. Gotowe. Jeśli chcesz, możesz zapasteryzować, ale u mnie zamknięcie gorącego syropu w butelce zwykle wystarcza.
Syrop zmieszany z wodą mineralną daje orzeźwiającą lemoniadę, którą piliśmy z Wesołymi Małolatami 😉
Smacznego!
P. S. Begonie są kwaśne bo zawierają kwas szczawiowy więc osoby z genetyczną skłonnością do zwiększonej absorpcji szczawianów lub z chorobami nerek nie powinny się objadać begoniami. Ale pamiętajcie, że kamica szczawianowa nie bierze się z jedzenia roślin bogatych w szczawiany, o czym możecie poczytać tutaj.
Trochę Inna Cukiernia 