Czy w zimie można zbierać dzikie rośliny? Oczywiście, że tak! Na przykład owoce kaliny już przemrożone czekają na gałęziach gotowe do zbioru 🙂 Choć w Krakowie już w zasadzie zawitała wiosna, wystarczyło wybrać się kilkanaście kilometrów na południe i kilkadziesiąt metrów wzwyż, żeby znaleźć się w innym klimacie.
Owoce kaliny mają pewną przykrą cechę, która może do nich zniechęcać: zapach. Wyjątkowo odstręczający! Z powodu tego zapachu nie jestem w stanie usmażyć z nich konfitur, bo unoszący się wszędzie odór gotowanej kaliny jest dla mnie nie do zniesienia. Ale można też przygotować kalinę na surowo. Kalina na surowo w większych ilościach może wywołać sensacje układu pokarmowego: mdłości, wymioty, biegunkę. Na szczęście przemrożenie owoców wystarcza, żeby częściowo się pozbyć drażniących goryczy. Znam osoby, które uwielbiają zjadać owoce prosto z krzaka, ale przyznaję, że dla mnie to zbyt drastyczne doświadczenie 😉

Kalina w cukrze na surowo
Czyste, ładne, przemrożone owoce kaliny układaj warstwami w słoiku przesypując cukrem. Potrząsaj lekko słoikiem, żeby owoce się ciasno ułożyły. Na wierzchu powinna być warstwa cukru.
Dżem z kaliny
Owoce lekko rozgnieć, zmieszaj z cukrem. Kiedy puszczą sok, podsmaż je w rondlu (najlepiej przy otwartych wszystkich oknach 😉 albo na kuchni polowej) i przełóż do słoików.
Ciekawostką jest, że kwas walerianowy, który odpowiada za ten straszny zapach kaliny, jest afrodyzjakiem dla kotów. I mój Kociołek to potwierdza 😉

Smacznego!