Kiedy jedna z czytelniczek podesłała mi ten link, nie wahałam się ani chwili. Problemem było jedynie znalezienie klonu japońskiego. Ale jak się uprę, to nie ma na mnie bata 😛 Znalazłam śliczny klon japoński, z dala od ulicznego ruchu i rzuciłam się na niego jak wygłodniały żbik 🙂

Szczerze przyznaję, że nieco pokombinowałam z ciastem. Chciałam przygotować klasyczną tempurę z mąki pszennej i kukurydzianej, ale okazało się, że kukurydziana mi się skończyła. A że już nic nie było w stanie mnie powstrzymać od smażenia klonowych liści, to z głupia frant chwyciłam za mąkę ziemniaczaną. I to był błąd, bo zamiast tempury wyszły mi prażynki! Ale takie prażynkowe ciasto bardzo zasmakowało moim dzieciom 😉

Smażone liście klonu japońskiego Momiji tempura
jesienne liście klonu japońskiego
1 szklanka mąki pszennej
0,5 szklanki mąki kukurydzianej (albo ziemniaczanej:))
1 szklanka wody
sól
olej do smażenia np kokosowy
Przygotować ciasto. Można do niego dodać trochę ziarna sezamu. Spokojnie można też przyrządzić taką przekąskę na słodko.
Trzeba poeksperymentować z gęstością ciasta. Zbyt rzadkie spłynie z liści lub od nich odpadnie w czasie smażenia. Powinno być gęste, ale nie za bardzo, bo zupełnie stłamsi liście.
Liście klonu zrywałam z drzewka, bo takie z trawnika jakoś do mnie nie przemawiały. Trzeba je umyć i osuszyć. Maczać liście klonu w cieście i smażyć w porządnie rozgrzanym tłuszczu. Osączyć na papierowym ręczniku z nadmiaru tłuszczu.

Dla pewności spróbowałam jeszcze liści klonu palmowego (czerwony na górze i po prawej), kaukaskiego (żółty na dole), cukrowego (zielony u góry) i jeszcze jakiegoś, którego nie umiałam oznaczyć (lewy na dole). O dziwo klon zwyczajny nie wpadł mi w ręce, a osiedlowe raczej zniechęcają jako ulicznice. Miałam tylko nadzieję, że podczas zbierania liści, zarządca parku nie wypadnie na mnie z widłami. Ale wyszłam z założenia, że w razie wpadki będę się odwoływać do racjonalnych argumentów. Jest jesień, liście i tak lada moment spadną, a dzięki mnie przynajmniej będą mieć mniej grabienia 😀
Klon cukrowy najbardziej mnie rozczarował. Jego listki na surowo były najmiększe, jednak po usmażeniu stał się najbardziej łykowaty. Ale może to nie była kwestia gatunku tylko tego, że liść był jeszcze zielony. Zdecydowanie najsmaczniejsze były liście klonu japońskiego (czerwony na górze w środku) i japońskiego palmowego (czerwono-żółty na dole). Delikatne w konsystencji, o łagodnym drzewnym smaku. Cieszę się, że ich zebrałam najwięcej.
Oczywiście nie wytrzymałam z ciekawości i usmażyłam też liście klonu zwyczajnego – mnie nie smakowały tak, jak japońskiego, były mniej drzewne a bardziej sianowate w smaku, ale możliwe, że była to autosugestia. Zasadniczo są OK.

Japończycy jednak wiedzą, co dobre! Aczkolwiek oryginalna receptura z Osaki wykorzystująca liście z lasów na wzgórzach Minoh to przekąska na słodko. Doczytałam, że podobno bardzo słodko 😉 Jesienne liście są tam smażone od 1910 roku a marynowane wiosenne liście klonów są sprzedawane jako lokalny przysmak znacznie dłużej.
Delikatna konsystencja i drzewny aromat w chrupiącej skorupce to prawdziwy przysmak. Poza tym jesienne liście są bogate w składniki przeciwutleniające i bakteriobójcze: żółte w luteinę, a czerwone w antocyjany.
Smażone liście klonu japońskiego bardzo gorąco polecam na jesienną przekąskę.
Ten i inne drzewne przepisy znajdziecie w książce pt.: „Smakowite drzewa”.
Smacznego!
Jedna myśl na temat “Smażone liście klonu”