Pędy zarodnionośne skrzypu polnego wyglądają zaiste jak z innej planety;) Może to dlatego, że pochodzą zupełnie z innej epoki? Przecież żyły na Ziemi długo przed dinozaurami…
Pędy rozrodcze skrzypu polnego pojawiają się zanim wyjdą zielone pędy płonne, więc żeby je znaleźć, trzeba wiedzieć wcześniej, gdzie rośnie skrzyp. Albo mieć fuksa 😉 Trzeba się w dodatku wstrzelić w odpowiedni czas, bo do jedzenia nadają się kłosy już otwarte, ale jeszcze nie suche, a pojedynczy dzień robi różnicę. Niestety udało mi się zebrać tylko garstkę, ale na degustację w sam raz. Pomysł, jak je obrobić, pochodzi z Dzikiej Kuchni (klik).

Kłosy zarodnionośne skrzypu polnego w sosie winegret
pędy skrzypu polnego
ocet jabłkowy, oliwa, sól
Otwarte szypułki skrzypu przebrać, odrzucić suche i spleśniałe. Gotować przez 10 minut (nie powinno się ich zjadać na surowo) i odcedzić. Podawać z sosem winegret lub skropione sosem sojowym.
Smak szypułek jest dość neutralny z lekką goryczką. Mają za to ciekawą konsystencję: są łuskowate i drapiące po wierzchu, a miękkie i mączyste wewnątrz. Jakoś specjalnie nie są rewelacyjne, ale na pewno cieszę się, że ich spróbowałam i że wiem, że to też jest jedzenie. Strobile skrzypu są popularne w Japonii, były też tradycyjnie jadane przez Indian i Eskimosów. Chociaż są doniesienia o jedzeniu skrzypu na surowo, to lepiej je ugotować, co zneutralizuje tiaminazę (enzym, który niszczy witaminę B1) i koniecznie odlać wywar, ponieważ ten zabieg zmniejszy poziom alkaloidów.
Zielone pędy skrzypu są zasadniczo niejadalne, jednak można z nich pić odwary dla kurażu kondycji włosów i paznokci.
Hi hi hi, nie sądzicie, że faktycznie wyglądają jak jedzenie dla kosmity 😉

Może to będzie dużym botanicznym nadużyciem, bo skrzypy to w końcu nie są rośliny nasienne, ale niezapłodnione szypułki zarodnionośne pełnią jakoby podobną funkcję do kwiatów, więc dorzucam je do akcji „Jem kwiaty” (klik) 😀