Kiedy wszyscy się zastanawiają nad ulubionym smakiem galaretek, ja nie muszę. Ja wiem!
Galaretki kwiatowe przygotowałam z naparów kwiatowych:
Napar z fiołków – kwiecia ile wlezie, cukru mało, sok z cytryny. Zamroziłam zawczasu, czyli w kwietniu, żeby się nie zepsuło.
Napar z lawendy – 1 płaściutka łyżeczka suszonych kwiatów, sporo cukru, sok z cytryny
Napar z róży karbowanej – szklanka świeżych płatków, cukru mało, sok z cytryny
Naciąg z hibiskusa – 1 kopiata łyżka suszonych płatków, zimna woda, dużo cukru
Na szklankę kwiatowego naparu zużyłam 2 płaskie łyżeczki żelatyny. Dekoracja z bezików nieobowiązkowa;)
Marzyły mi się warstwy przeplatane kozią panna cottą, ale już nie miałam siły, godziny nie naciągają się jak gumka od majtek, a Synuś wydatnie skraca mój dzień, więc jest ot tak: topornie, nie tak ślicznie jak u Szarlotka.
Jak zwykle nie mogłam się zdecydować, która stylizacja będzie najładniejsza. Wszystkie deszczowe, więc nie po mojemu:(
„Na górze róże, na dole fiołki, a my się kochamy jak dwa aniołki” – pamiętacie ten wierszyk z podstawówkowych pamiętniczków? Pamiętacie jeszcze jakieś? Czy teraz dziewczynki dalej wymieniają się wpisami w pamiętnikach, czy już tylko smsami?
Fiołki i róże rosną dziko, lawenda to zioło, a wszystkie to kwiatki:)