Zarzekałam się, że już nigdy tego ciasta nie upiekę. Było ono koszmarnym wspomnieniem początków alergii mojej Córci. Nie ze względu na smak, bo tu (choć nie przepadam za szarlotkami) jej nie wiele brakowało, tylko ze względu na częstotliwość jej jedzenia. Gdziekolwiek szłam w jakiekolwiek święta zawsze towarzyszyła mi szarlotka sypana (albo piwoszki). Odżyłam dopiero, kiedy otrząsnęłam się z marazmu dietetycznego i zaczęłam piec również dla Córki. Tak powstała Trochę Inna Cukiernia, a szarlotka znikła w otchłani niepamięci…
Ale ostatnio pojawiała się na tylu blogach, że zastanawiając się nad tym, co zabrać ze sobą na imprezę rodzinną, uparcie wypływała na wierzch wszystkich pomysłów. I okazało się, że Córci ona strasznie smakowała i chciałaby jutro też taką upiec. No i jeszcze zapytała, czy można zrobić szarlotkę z żurawiną, więc już wiecie co tu się jeszcze pokaże;)
Szarlotka sypana vel ciasto szklankowe z moimi kosmetycznymi zmianami
1 szklanka mąki
1 szklanka kaszy manny
0,5 szklanki brązowego cukru
1/4 kostki maragryny
jabłka (1 -1,5 kg)
cynamon
Suche składniki zmieszać i połowę wysypać do formy. Zetrzeć na to warstwę jabłek, oprószyć obficie cynamonem i przykryć drugą połową sypkiej mieszanki. Na wierzchu rozłożyć kawałeczki margaryny i piec w 180°C przez 40 minut.
Co gorsze ciasto smakowało również mnie. Może dlatego, że sama je piekłam, a nie było pieczone dla mnie?