Bardzo się ucieszyłam z akcji Wegetarinki, z kilku powodów. Po pierwsze spodobała mi się forma zaproszenia, po drugie urocza dyńka w nagrodę, a po trzecie tofu szczerzę nienawidzę a lubię mierzyć się z własnymi siłami i słabościami.
Tofu nie jadłam od, wstyd się przyznać, przynajmniej 7 lat. Pomimo iż w imię różnorodności staram się do naszej diety włączać produkty, które nie za bardzo lubimy, to tofu omijam zawsze szerokim łukiem. Tym razem kupilam trzy różne opakowania tofu, więc spodziewajcie się w sumie 3 przepisów, jeden już był:)
Dziś kruche babeczki z kremem nietwarożkowym jeno tofukowym. Tofuowym? Kurcze, jak to odmienić?
na spód:
kawałek (mniej więcej 1,4 kostki) margaryny nieutwardzanej bezmlecznej nieohydnej i po której nie mam zgagi
mąka (około pół szklanki)
cukier puder – odrobinka
olej – ile trzeba
chlapka ekstraktu waniliowego
Ze wszystkich składników zagniotłam szybko ciasto, olejem i mąką korygując konsystencję.
Wykleiłam babeczkowe foremki i piekłam w 180°C, aż się upiekły, czyli ok. 12 minut. Wyszło mi 12 babeczek.
krem:
130 g tofu naturalnego (miękkie było)
brązowy cukier
ziarenka wanilii
kasza manna
owsianka
mleko owsiane
Kaszę i owsiankę przyrządziłam na mleku na gęsto. Zmiksowałam na gładko z cukrem i tofu. Wyszprycowałam na wystudzone korpusy babeczek i przyozdobiłam dzindzibołkami.
Babeczki były całkiem w porządku, ale jak ja nie cierpię tofu!!! Muszę przynać, że nie byłam w stanie przejść TEGO posmaku. Mleko sojowe potrafię wypić, soję mogę zjeść, ale TEN smak mnie dobija. Nie oswoiłam go jeszcze, ani on mnie.