Ciągle powtarzam, że należy unikać sztucznych barwników, farbowanej żywności i w ogóle całej chemii absolutnie zbędnej w produktach przeznaczonych do jedzenia. Wciąż to podtrzymuję, tylko teraz wychodzę na niezłą hipokrytkę… 😛
Córcia przez moje ramię wypatrzyła na stronie Wiltona babeczki z niebieskim kremem i prosiła, żeby jej takie zrobić. Ale kremy to ona nie specjalnie lubi, a poza tym udało mi się jej wmówić, że taki krem jest z mu-mu, więc i tak nie mogłaby go jeść. Ale miała taką smutną minkę, że uległam jej spojrzeniu (iście zdartemu ze shrekowego kota) i obiecałam jej niebieskie ciasteczka.
Niebieskie bezy
3 białka
ok. 3 łyżek cukru pudru
pół opakowania niebieskiego Kolorka (kisiel dr.Oetkera o smaku borówkowym)
Białka ubić na sztywno z cukrem i kolorkiem. Jako że szprycy jeszcze się nie dorobiłam, nakładałam porcje łyżeczką a po wierzchu wyciskałam pianę przez dużą strzykawkę:) Piec w ok. 140°C przez 30 minut i suszyć w otwartym piekarniku.
Córcia uznała, że jak na jej gust to bezy są zbyt ciągliwe, więc jeszcze je później dosuszałam w piecu nagrzanym po obiedzie i niestety mi się przyrumieniły. Pfuj! Sama chemia! Ale całkiem smaczna 😀 Były takie lekko borówkowate;) Dorzucam do Krainy czarów.